Autor: Magda Fres
Tytuł: Mama, smoczek
Liczba stron: 255
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Gdy pierwszy raz zobaczyłam książkę pomyślałam sobie: muszę ją mieć. Po jakimś czasie ochota kupna mi przeszła, ale nadal twierdziłam, że muszę ją przeczytać. No i udało mi się. Jednak dobrze, że jej nie kupiłam.
Ale to nie dlatego, że mi się nie podobała, przeciwnie, bardzo przyjemnie się ją czytało. Na początku nawet miała Wam napisać, że to obowiązkowa propozycja do przeczytania dla każdej świeżo upieczonej mamy, ale tu również zmieniam zdanie. Myślałam, że książka jest o takiej zwykłej mamie, a tutaj Małgosia, nasza główna bohaterka jest nastawiona na wszystko co eko. Co dziwne przed ciążą nie zwracała tak uwagi na to co ekologiczne. Nie ma nic dziwnego w tym, że daje się dziecku zupki własnej roboty bo są lepsze niż słoiczkowe, ale już czytanie wszystkich etykiet, rozpamiętywanie czy każdej szczepionce, każdym kosmetyku nie znajduje się coś, co może zaszkodzić to przesada. Nie podobało mi się też, że w książce ani razu nie zostało użyte imię jej dziecka, tylko nazywane jest pieszczotliwie Rumpelek. Ok, dobrze chociaż że Rumpelek, ale nie np gnojek, ale ja na przykład byłam ciekawa jak on ma na imię.
Kolejna sprawa: z tyłu na okładce, jak zawsze znajduje się notka o czym można przeczytać w książce. Pisze tam np, że Małgosia podejrzewa męża o romans, jednak jest to tylko epizod, a ona stara się mu wierzyć, ufać, zresztą nie daje jej powodów do takich rozmyślań.
Za to bardzo podoba mi się okładka i zdanie na niej zawarte: "ta historia dowodzi, że energia wszystkich ludzi pochodzi od kobiet. Tylko i wyłącznie".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz