Autor: Eliza Kennedy
Tytuł: Biorę sobie ciebie
Liczba stron: 448
Data wydania: 9 czerwca 2015 r.
Forma: ebook
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Błyskotliwie napisany, niewiarygodnie dowcipny debiut, od
którego nie można się oderwać, z jedną z najbardziej przekonujących i
żywiołowych narratorek od czasu Bridget Jones!
Oj, to ja chyba czytałam zupełnie inną książkę. Moim zdaniem "Biorę sobie ciebie..." wcale nie jest dowcipna, błyskotliwa tylko... zwykła. Miałam do niej dwa podejścia. Mimo to nie żałuję przeczytania tej powieści.
Bywały momenty i wątki, które mnie ciekawiły, czasami jednak myślałam by odłożyć ją bo "nie dam rady dokończyć". A jednak dotrwałam do końca. Powieść można podsumować znanym wszystkim powiedzeniem "Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka".
Lily to prawniczka, mówi, że kocha swoją pracę. Ma narzeczonego, zbliża się ich ślub. Wszystko wydaje się być idealne, tylko dlaczego rodzina bohaterki odradza jej ten poważny krok?
Ceremonia zaślubin ma się odbyć na wyspie, przyszli państwo młodzi wybrali się tam tydzień wcześniej by dopełnić formalności oraz ze względu na pracę Lily.
Nad naszymi bohaterami zbierają się ciemne chmury. Cz tajemnice przez nich skrywane mogą zagrozić związkowi?
W recenzjach nie powinno się pisać o sympatii, polubieniu (lub nie) bohatera. Dlatego napiszę z perspektywy czytelnika: trudno wciągnąć się w książkę, gdy czyta się o rzeczach niezgodnych z naszymi przekonaniami lub po prostu bohaterowie (główni, pierwszoplanowi) wywołują negatywne emocje, irytację.
To jest tylko jeden punkt widzenia, w drugim zaś słyszymy, że nie ważne jak, ważne, że książka działa na czytelnika.p
Jest coś, co zwraca uwagę na tę pozycję: na okładce widzimy panną młodą w ładnej sukni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz