Autor: Natasza Socha
Tytuł: Rosół z kury domowej
Liczba stron:
Data wydania: premiera 29 lipca 2015 r.
Forma: ebook
Wydawnictwo: Wydawnictwo Pascal
Zapraszam na przedpremierową recenzję książki Nataszy Sochy. Nie jestem pierwszą, która recenzuje "Rosół z kury domowej". Na innych blogach pojawiły się już opinie wyrażające zachwyt. Jednak moją pierwszą myślą po przeczytaniu kilkudziesięciu stron było pytanie czy i dlaczego ja nie dostrzegam tego co inni?
Choć na półce "do przeczytania" czekają dwie książki Nataszy Sochy, to jednak "Rosół.." to pierwsza jej powieś, którą miałam okazję przeczytać.
Jest zaskakująca. Przyznam się, że spodziewałam się przeczytać książkę lekką, przyjemną, a tymczasem musimy się zmierzyć z problemem przemocy domowej (fizycznej i psychicznej/).
Wiktoria jest przykładną żoną. Dla zadowolenia swojego męża zrezygnowała z pracy i zajmuje się domem. Pranie, sprzątanie to jej świat. Pewnego dnia mąż oświadcza Wiktorii, że odchodzi, poznał kogoś, kto jest dla niego bardziej atrakcyjną partnerką, co mu po żonie, która tylko siedzi w domu i nie dba o rozrywki intelektualne ( czyżby nie pamiętał, że sam do tego doprowadził?).
Wiktoria po pierwszym szoku zbiera się w sobie i postanawia zmienić swoje życie. Pierwszym krokiem jest zmiana otoczenia, wyjazd do Niemiec. Tam nasza bohaterka poznaje inne panie, które mają podobny problem. Nie chcę być niemiła, ale idealne wydaje się powiedzenie "ciągnie swój do swego" (oczywiście w pozytywnym znaczeniu, np. dzięki spotkaniu będą mogły wzajemnie sobie pomóc czy choćby wysłuchać). Myślę,że we wzystkim, co się dzieje jest sens i los zetknął te kobiety w jakimś celu.
Natasza Socha zaskakuje czytelnika powieścią do bólu prawdziwą, tak jakby była ona oparta na faktach, a nie fikcją literacką.
Cenię książki, które potrafią wywołać emocje w osobie czytającej.
Naszym babciom, mamom wydaje się, że życie by usługiwać mężowi powinno być celem każdej kobiety. Świat się zmienia, a poglądy mające się dobrze jeszcze 30- 40 lat temu tracą na aktualności. Dawniej nakazywano dźwigać swój krzyż, a gdy mąż zdradzał żonę to panią obarczano winą(bo nie dostał w domu tego, co chciał).
Zauważyłam, że postacie mężów "kur domowych" miały określone zadanie. Powinni oni u czytelnika wzbudzić irytację, a jednocześnie wywołać współczucie dla bohaterek. Tak się też stało.
Mimo, że zwykle mówi się, że są dwie strony medalu, należy wysłuchać każdego. Często jednak w takich sprawach wszystko jest jasne. Nie ma i nie powinno być przyzwolenia na przemoc, choćby psychiczną.
Cieszę się, że dziewczyny z "Rosołu z kury domowej" znalazły w sobie odwagę by zrobić coś dla siebie ( i nie pytać się nikogo o zgodę!).
I tylko zakończenie mnie nie usatysfakcjonowało. Autorka zostawiła nas z pytaniem, na które odpowiedzi brak, możemy się tylko domyślać.
A na koniec ciekawostka: pani, którą widzimy na okładce to nie kto inny tylko Natasza Socha! Widziałam różne opinie na temat samej okładki: jednych zachwyca, innych straszy ( ja jestem w pierwszej grupie, tej, którym się podoba).
Polecam! Warto przeczytać bo i temat ważny i świetnie napisana.
Zakończenie może być takie, jakie chcesz ;) Ja je uwielbiam ;)
OdpowiedzUsuńI okładkę też uwielbiam, jest piękna ;)