sobota, 26 grudnia 2015

Blogowy cykl świąteczny: Magdalena Witkiewicz


Rzutem na taśmę udało mi się w terminie zamieścić wszystkie wywiady.
Prawdziwą wisienką na torcie, takim creme ala creme czyli idealnym zakończeniem jest rozmowa z Madzią.
To wspaniała pisarka i bardzo miła osoba, która zaraża optymizmem.
Autorka 14 książek, które nie schodzą z list bestsellerów. Podrzucę Wam kilka tytułów, po które naprawdę warto sięgnąć: "Pierwsza na liście", "Moralność Pani Piontek", "Po prostu bądź", "Zamek na piasku", Szkoła żon". Tak właściwie to nie wiem, po co je wymieniam bo każdą jedną TRZEBA przeczytać ;-)

I tylko żal, że to już koniec wpisów świątecznych...



Dzień dobry. Przede wszystkim dziękuję, że zgodziła się Pani odpowiedzieć na kilka pytań. Zaczynajmy.

Święta w dzieciństwie. Każdy z nas ma jakieś wspomnienia z czasu gdy wierzyło się w Świętego Mikołaja, czekało z niecierpliwością na pierwszą gwiazdkę. Czy jest coś, co do dziś Pani wspomina?
Chyba nie pamiętam tego cudownego momentu, gdy wierzyłam w św. Mikołaja. Gdzieś w głowie przelatują wspomnienia, a może raczej jest to efekt słuchania starych taśm szpulowych, gdzie głośno pytam: „A kiedy ten Mikołaj psyjdzie, a kieeeedy ten Mikołaj psyjdzie?”. Pamiętam momenty z lat późniejszych. Nie było kasy, a ja marzyłam o ubrankach dla lalki Petry (Taka inna Barbie). Kosztowały w Pewexie dolar dwadzieścia i strasznie chciałam je mieć. Rodzice nawet dostali te dolary chyba od babci, ale za późno się zabrali za kupno prezentów. I nie dostałam tych ubranek. Popsułam całej rodzinie Wigilię głośnym rykiem. Do tej pory mam sentyment do lalek Barbie, bo to było takie moje dziecięce nierealne marzenie. Moja córka nie chce się nimi bawić! No, ale może i dobrze! Pamiętam, jak znajdowałam prezenty gdzieś w szafie. Ależ byłam niezadowolona! Ja kocham niespodzianki, kocham prezenty ładnie zapakowane.
Pamiętam tez, że prezenty dopiero kładziono pod choinką, gdy skończyliśmy jeść wieczerzę. Co roku wydawało mi się, że mój tata tak strasznie długo je!!!
Zawsze mama mówiła, że trzeba wywietrzyć, otwierano okno i w tym momencie przychodził Gwiazdor. Albo Mikołaj. Cudowne to były czasy!

Już na początku listopada w sklepach pojawiają się choinki, bombki, w radiach kolędy- ogólnie rzecz biorąc- zaczyna się czuć tę szczególną atmosferę. Czy Pani lubi ten czas? A może odwrotnie- w głowie pojawia się myśl by w grudniu uciec gdzieś, gdzie nie ma radia, telewizji i wrócić dopiero po świętach?

Kocham ten czas! W ubiegłym roku byłam w Irlandii pod koniec listopada. Tam były już święta pełną parą. Miliony dekoracji.
Kocham czas oczekiwania na Święta Bożego Narodzenia. Przeszkadza mi to, że według religii katolickiej nie powinniśmy się wtedy bawić, nie powinniśmy się za bardzo cieszyć. Moim zdaniem to powinien być czas radosnego oczekiwania. Przygotowywania domu, dekorowania. W tym roku poszalałam, bo uszyłam jakieś ogromne tabuny reniferów ze świątecznych tkanin. Kupiłam czerwone ręczniki do łazienki, naklejki dekoracyjne na lustro i naprawdę bardzo musiałam się pilnować, by nie kupić dozownika do mydła w kształcie choinki… Przyznam, że teraz żałuję, iż nie kupiłam!
Kocham „White Christmas” Whamu i wszystkie świąteczne piosenki. Czekam, aż na DVD będą „Listy do M” – od razu je kupię i obejrzę. Do kina było mi jakoś nie po drodze.

Uwielbiam zapach choinki, jednak od wielu lat muszę zadowolić się sztucznym drzewkiem. Wraz z rodziną ubierana jest w przeddzień lub nawet w dzień Wigilii. Co roku czekam na ten piękny czas. Jak to wygląda u Pani?

Ja przyznam w sekrecie, że nie lubię ubierać choinki! Nie wiem z czego to wynika, chyba z tego, że nigdy była taka w stu procentach jak chciałam. Na początku mama decydowała gdzie mają być jakie bombki, zawsze poprawiała po nas i wiedziałam, że zawsze będzie coś nie tak, jak być powinno. Może dlatego teraz zostawiam ubieranie choinki moim dzieciom. Jeżeli one uznają, że na choince ma wisieć pluszowa koszmarna zabawka – proszę bardzo – niech wisi. Im ma to sprawiać radość. Gdy mieszkałam sama to miałam taką moją choinkę. Były tam rzeczy tylko spożywcze. Pierniczki, suszone owoce, orzechy. Myślę, że w przyszłym roku powtórzę to!


Tradycja mówi, że na stole ma być dwanaście potraw. W moim domu wieczerza wigilijna rozpoczyna się około godziny 17. Dania są tradycyjne, bezmięsne: uszka, krokiety, kapusta z grzybami. Nie może zabraknąć karpia i kompotu z suszu. Z dań niekoniecznie tradycyjnych: w ostatnią wigilię przygotowałam łososia.
A jak jest u Pani? Wigilia w gronie najbliższych czy i dalszych krewnych? Jak wygląda przygotowywanie Świąt?


U mnie królową przygotowań jest moja mama. Wolała nie dosypiać kilka nocy, by zawsze było wszystko przygotowane. Oczywiście tradycja liczy się najbardziej. Śledzie, karp, kapusta z grzybami. Nigdy nie było tradycji lepienia pierogów, czy uszek. Teraz myślę, że też czas to zmienić. Moją ukochaną potrawą wigilijną są kluski z makiem. Mogę je jeść całe święta naprzemiennie ze śledziami. Zawsze robimy je z dziećmi dzień przed. Wałkujemy, wycinamy, gotujemy… Robię też pyszne śledzie z rodzynkami w sosie pomidorowym. Pycha!
Ale głównie to mama działa w kuchni. U rodziców spędzamy Wigilię i zwykle siedzimy do późna.

Po kolacji nadchodzi czas gdy możemy obserwować na twarzy rodziny uśmiechy. Z prezentów cieszą się nie tylko dzieci. Ja uwielbiam sprawiać radość moim bliskim. Mimo skromnych funduszy staram się by podarkiem ucieszyć. Wiele jest zwyczajów: w jednych domach prezenty dostają tylko dzieci, w innych- każdy- każdemu. Jak to jest u Pani?

Kocham prezenty! Kocham je dawać i kocham dostawać! U mnie prezenty dostają wszyscy. I zwykle też wszyscy dają wszystkim. Ja jestem zapobiegliwa i staram się już mieć wszystkie prezenty w listopadzie. Przemyślane, pasujące do każdego. Trochę też jestem matką kwoką i czasem podpowiadam, co Mikołaj mógłby sprawić moim dzieciom. Ale Święta to czas spełniania marzeń. I powinniśmy na chwilę zmienić się w dobre Anioły i nieść radość i szczęście!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz