Tytuł: Jutro zaświeci słońce
Liczba stron: 289
Data wydania: 7 października 2015 r.
Forma: książka papierowa
Wydawnictwo: Czwarta strona
Źródło: egzemplarz recenzencki
Początkowo recenzja miała być inna. Zupełnie inna. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron, może ok 40 wcale nie byłam nią zachwycona. Nie podobał mi się sposób, w jaki została zapisana. Znacie mnie już trochę więc wiecie, że nie do końca w moim stylu są powieści w ogóle bez dialogów. A "Jutro zaświeci słońce" właśnie takie jest.
Jedno jest pewne: powieść Joanny Sykat wywołuje w czytelniku różne emocje: między innymi złość na matkę bohaterki i współczucie wobec młodej kobiety.
Anita opowiada o swojej mamie i babci i o tym, jaki wielki wpływ miały na nią wydarzenia z dzieciństwa. Naszej ohaterce nie brakowało pieniędzy lecz miłości i wsparcia. Rodzicielka potrafiła jej w twarz powiedzieć, że nie chciała dzieci. Używała wobec niej słów obelżywych i torpedowała każde plany.Przy "Jutro zaświeci słońce" nie sposób się nie wzruszyć. Wiele osób w osobie bohaterki może rozpoznać siebie. Widzimy wyraźnie coś, o czym już wiemy od jakiegoś czasu: że przemoc psychiczna boli nie mniej niż fizyczna, mimo, że na pierwszy rzut oka śladów nie widać.
To taka książka, po której trudno się pozbierać... mimo, że nasza Anita założyła rodzinę zawsze gdzieś tam w niej tkwiła potrzeba miłości i akceptacji. Niestety- każde spotkanie, każdą rozmowę odchorowuje mimo zrozumienia i pomocy męża. Jest w niej strach.
Mimo, że ostatecznie książka mi się podobała, wzbudziła te emocje to jednak nie trafiło do mnie zakończenie, choć nie powiem- było ciekawe. Po raz pierwszy było dla mnie niezrozumiałe, musiałam się wrócić i dopiero wtedy zrozumiałam co i dlaczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz