Autor:
José Saramago
Tytuł: Miasto ślepców
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Pierwsze co się rzuca w oczy to okładka, a właściwie obwoluta. Bardzo nie lubię czegoś co się zsuwa i przeszkadza w czytaniu więc po prostu ją zdjęłam. I co ujrzałam? Piękną, okładkę, wykonaną jakby z materiału. Pamiętacie dawne książki, tak z lat ok. 70' tych? To właśnie taka, tylko lepsza i bardziej przyjemna w dotyku.
Książka też przypomina mój największy koszmar- a jednak da się ją czytać, ba! bardzo mi się podoba. Na samym początku myślałam, że nie będzie dało się czytać. Wszystko przez to, że nie ma dialogów, dla mnie w książce beletrystycznej, nie naukowej, brzmi to tak, jakby ktoś opowiada coś na jednym wdechu- chaotycznie.
Jose Saramago opowiada o życiu ludzi, których nagle dotknęła epidemia ślepoty, nie takiej zwykłej tylko białej. Ludzie oprócz nauki egzystencji w sytuacji gdy nie widzą musieli sobie poradzić jeszcze z innymi problemami np. bezpardonowa walka o pożywienie, poradzenie sobie z przebywaniem w szpitalu psychiatrycznym (miasto miało zamiar odizolować wszystkich, którzy nie widzą bo ich ślepota była zaraźliwa, ale na nic się to zdało, bo później dotknęło to wszystkich obywateli miasta) czy podział na grupki i walka między nimi.
Polubiłam głównych bohaterów i byłam ciekawa ich losów. A po zakończeniu czułam lekki niedosyt, miałam ochotę na trochę więcej.
Podsumowując- książka pozytywnie mnie zaskoczyła i pokazała, że nie warto ulegać pierwszemu wrażeniu i poprzestawaniu na pierwszych kilku stronach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz