piątek, 23 lutego 2018

Marzenia Kaliny- Aneta Krasińska

Autor: Aneta Krasińska
Tytuł: Marzenia Kaliny
Liczba stron:  320
Data wydania: 24 października 2017 r.
Forma: książka papierowa
Wydawnictwo: Wydawnictwo Replika
Źródło: egzemplarz recenzencki


Każdy z nas ma jakieś marzenia.
Na kartach książki, o czym przekonujemy się dopiero po jakimś czasie, przecina się losy trzech kobiet.
Kalina marzy o dziecku.
Lena mieszka w rodzinie zastępczej.
Elżbieta- w przeszłości podjęła decyzję, której mimo upływu wielu lat- żałuje.
Mimo, że bohaterki są w różnym wieku,coś je połączy, pytanie tylko co. Oczywiście nie zdradzę, jednak już mogę napisać- że warto się zainteresować tą pozycją. Jestem ciekawa co wydarzy się w kolejnym tomie, który, nawiasem mówiąc, ukaże się za kilka dni.
Nie jestem w stanie zadecydować, która bohaterka stała się moją ulubienicą. Na pewno zainteresowało mnie to, co się działo u Leny i Kaliny. Trzeba przyznać, że autorka umie trzymać w napięciu- wyjaśnienie niektórych spraw nastąpi dopiero w "Pragnieniach Elżbiety".
Akcja toczy się wartko, szybko, momentami trudno się zorientować czyja jest relacja i co akurat się dzieje.
Polecam/.

"Malinowa Trufla"- Iwona J. Walczak

Autor: Iwona J. Walczak
Tytuł: Malinowa trufla
Liczba stron: 336
Data wydania: 20 listopada 2017 r.
Forma: książka papierowa
Wydawnictwo: Wydawnictwo Replika
Źródło: egzemplarz recenzencki


Bywają książki, do których serce samo się wyrywa. Bywają też takie, których nigdy, przenigdy nie przeczytamy. Ale są też takie, które czymś zainteresowały czytelnika, zrobiły to do tego stopnia, że zdecydował się sięgnąć po taką książkę i się z nią zmierzyć.
W moim przypadku tak właśnie było z "Malinową truflą". Oprócz tytułu, który pobudza kubki smakowe ujęła mnie również okładka powieści. Piękny zielony i fioletowy, nasycony barwą kolor.
Często, jeszcze zanim zajrzymy do książki mamy jakieś wyobrażenie na jej temat. Jak wiecie- rzadko czytam streszczenia na tylnej stronie okładki toteż myślałam, że recenzowana dziś "Malinowa trufla" to powieść, w której na czytelnika czekają różne doznania zmysłów. Wiecie, kuchnia, gotowanie, urokliwy domek...
Czy tak było?
Niestety- moje wyobrażenia nie spełniły się w ogóle. Nie było nic, o czym myślałam. Więc o czym jest ta książka? O życiu. Przeczytałam, nie rzuciłam po kilku stronach to już jakiś sukces. Kolejne też były, nie martwcie się.
Do czytelnika trafia historia Elżbiety, która czuje, że całe życie już przeżyła i nic nowego, dobrego na nią nie czeka. To, co przeżywa czuje też wielu z nas: brak miłości, marazm, przyzwyczajenie do kogoś. Czy Eli uda się odzyskać pewność siebie? Co się wydarzy?
Od razu uprzedzę- książkę, ze względu na małą ilość dialogów ciężko się czyta. A może to tylko moje wrażenie, może na początku się nastawiłam?

"Drzewa szumiące nadzieją"- Edyta Świętek

Autor: Edyta Świętek
Tytuł: Drzewa szumiące nadzieją
Liczba stron: 496
Data wydania: 24 października 2017 r.
Forma: książka papierowa
Wydawnictwo: Wydawnictwo Replika
Źródło: egzemplarz recenzencki


Do serii "Spacer Aleją Róż" podchodziłam za każdym razem z innymi emocjami. Niby chciałam się spotkać z bohaterami, niby mnie zainteresowało, ale chyba pojawiło się też coś, co przeszkodziło mi czytać... Tak było w przypadku pierwszych tomów, dokładniej rzecz biorąc- dwóch.
Po "Drzewa szumiące nadzieją" sięgnęłam w czasie choroby, świąt oraz... świątecznych porządków. Mogłabym rzec- nieudolnej podróbki świątecznych porządków bowiem gdy przeczytałam kilkanaście stron książki... nie mogłam się od niej oderwać! Nie istniało dla mnie nic, nie sprzątałam, zarwałam noc. Wszystko po to by dowiedzieć co działo się u naszych dobrych przyjaciół.
A wierzcie- działo się bardzo dużo! Już nie tylko Julia i Bronek mieszkają w mieście, ale też kolejnych dwóch braci i siostra. W ich życiu rodzinnym na przemian pojawiają się szczęśliwe momenty i takie, o których mówi się, że oddało by się wszystko byle ich tylko nie przeżyć.
Edyta Świętek w swojej książce łączy fikcję literacką z wydarzeniami, które naprawdę miały miejsce. To daje niesamowity efekt i sprawia, że ciągle ma się ochotę na kontakt z bohaterami powieści. My towarzyszymy w życiu codziennym, i, wiem to na pewno, smutno będzie (co ja mówię, jest mi za każdym razem) gdy opuścimy ich na zawsze.
Czytać czy nie czytać. Nieczytanie odwleka moment pożegnania, ale jednocześnie jest tęsknota za światem przedstawionym w opowieści Edyty.
W sprzedaży jest już kolejny- czwarty tom serii "Spacer Aleją Róż". Już się nie mogę doczekać, gdy po nią sięgnę- jestem bardzo ciekawa jak poprowadzono akcję po wydarzeniach z "Drzew szumiących nadzieją".
Polecam! Bardzo, Bardzo polecam!

wtorek, 20 lutego 2018

""Cud na Piątej Alei" - Sarah Morgan

Autor:  Sarah Morgan
Tytuł: Cud na Piątej Alei
Liczba stron: 304
Data wydania: 24 stycznia 2018 r.
Forma: książka papierowa
Wydawnictwo: Wydawnictwo HarperCollins
Źródło: egzemplarz recenzencki


Dawno, dawno temu (będzie już ze dwa lata ) miałam okazję przeczytać książkę "Pocałunek pod jemiołą" Richarda Paula Evansa. Wprawdzie "Cud na Piątej Alei" nie jest zbyt podobny, jednak można dostrzec pewne podobieństwa. Dlaczego wspominam o tym akurat dziś, przy okazji recenzji wyżej wspomnianej powieści? Otóż towarzyszą mi dobrze znane emocje, klimat obu książek jest podobny.
Premiera książki miała miejsce miesiąc temu- 24 stycznia 2018 r. Tu lekki strzał w stopę. Ja to ja, nie mam problemu z czytaniem literatury świątecznej w innym terminie. Ale są ludzie, dla których czas Bożego Narodzenia jest święty i książki z tym motywem czytają tylko wtedy.
Bardzo, bardzo przyjemnie spędziłam czas. Historia Evy i Lucasa mocno mnie wciągnęła. On- przeciwnik świąt, ona kochająca. On wiele przeżył, ona też. Gdy się spotykają nie wiedzą, że każde ma spory bagaż doświadczeń, coś co rzutuje na ich życie. Czy uda im się dojść do porozumienia i pokonać smutki i prozę życia codziennego?
Niby jest to historia sztampowa, jednak ma coś w sobie. Coś, co nie pozwala książki odłożyć do momentu gdy się nie dotrze do ostatniej strony. Jest dbałość o szczegóły, są wyraziści bohaterowie i "to coś".
Zapraszam do przeczytania, dowiecie się co łączy organizatorkę przyjęć, wesel, oświadczyn, która sama jest singielką oraz pisarza kryminałów, który zaczyna cierpieć na brak weny.
W oczy rzuca się jedna rzecz. Jest to powieść świąteczna, ten klimat aż kipi z powieści, a okładka nic o tym nie mówi, nie pokazuje tego. Tu dostrzegam błąd- mimo, że szata graficzna przyciąga wzrok. Akcja dzieje się w zimie, jest śnieg, mróz i święta i to właśnie powinno się pokazać.

"Deadline na szczęście"- Anna Tabak

Autor: Anna Tabak
Tytuł: Deadline na szczęście
Liczba stron: 312
Data wydania: 22 stycznia 2018 r.
Forma: książka papierowa
Wydawnictwo: Wydawnictwo Zysk i S-ka
Źródło: egzemplarz recenzencki


Z powieścią Anny Tabak spotykam się nie po raz pierwszy. Dokładniej rzecz biorąc- to moje drugie. Poprzednia- muszę przyznać- zainteresowała mnie, ale będę szczera- nie jakoś mocno. Tym razem jednak już od pierwszych stron wiedziałam, że będzie bardzo ciekawie.
Główną bohaterką jest Ewa- kobieta sukcesu. Pracuje jako menadżer w dużej firmie, nie waha się podejmować szybkich decyzji. Przez wszystkich chwalona, z wielkimi osiągnięciami. Również jej życie prywatne to pasmo sukcesów. Kochający mąż, zagraniczne wyjazdy to wszystko czego chce. Ustaliła z mężem, że powiększanie rodziny poczeka, zresztą, jak możemy na początku przeczytać- Ewa ma swoje fobie, obawy, przyzwyczajenia, z którymi trudno walczyć, trzeba je zaakceptować. W miarę czytania dowiadujemy się (mam nadzieję, że nie zdradzę zbyt wiele), że pod maską zimnej, poświęconej pracy pani menadżer skrywa się osoba krucha, pełna obaw.
Czy w jej życiu coś się zmieni, czy istnieć będzie tylko praca? Kim jest dziewczynka, która sprawy, że nasza bohaterka choć na chwilkę będzie poruszać się bez planu? Kto przyjmie więcej nauk?
Jak już wspominałam na początku- książka jest rewelacyjna. Szybko się ją czyta i naprawdę- okrutnie wciąga. Do tego ciekawa okładka..
Może i przewidywalny jest koniec, ale to co? Nie zmienię zdania- warto po nią sięgnąć. Żeby nie było, znalazłam też wadę. W powieści znajdują się słowa, których używają ludzie pracujący w korporacjach. Dla mnie są całkowicie niezrozumiałe- nie miałam z nimi styczności i nie wiem co oznaczają. To taka tyci malutka niedogodność nie mająca wpływu na mój odbiór (cóż to jest te kilka słów?).

"Wszystkie pieniądze świata"- John Pearson

Autor: John Pearson
Tytuł: Wszystkie pieniądze świata
Liczba stron: 384
Data wydania: 24 stycznia 2017 r.
Forma: książka papierowa
Wydawnictwo: Wydawnictwo HarperCollins
Źródło: egzemplarz recenzencki


Bywają książki, do których podchodzi się, potocznie mówiąc- "jak pies do jeża". To znaczy- mimo chęci pojawiają się objawy dotyczące lektury. Biografie to ciężki orzech do zgryzienia. W takich pozycjach nie znajdziemy akcji, która pędzi, nagłych zwrotów akcji. Nie znajdziemy bo to nie powieść. Jak więc oceniam dziś recenzowaną pozycję?
Wbrew pozorom i moim obawom- bardzo dobrze. Ktoś powie- biografie są nudne. I ma rację! Nie, właściwie też nie ma racji. Bo bywają takie, które czyta się z zapartym tchem, nie czując gatunku.
O nich też trudno pisać- bo każda z nich jest podobna, opisuje czyjeś życie: czasami skupia się na jednej osobie, często są też mówi się nie tylko o bohaterze, ale też o jego rodzinie.
Tak też było i tutaj. "Wszystkie pieniądze świata" to opowieść o marzeniach, o drodze do nich. Pokazano, że dla wielu ludzi ważne są pieniądze, czasami przesłaniały relacje rodzinne. Historia rodu Gettych pokazuje, że wcale szczęścia nie dają. Ich pokręcone losy pokazują to dosyć wyraźnie.
Na wspomnienie zasługuje fakt, że dziadek posiadający fortunę nie chciał zapłacić okupu (wnuk został porwany. Jak to się zakończy? Czy chłopak zostanie uwolniony?
Potwierdza się, że osoby, którym nie brakuje rzeczy materialnych brakuje uwagi, wsparcia, zwykłej rozmowy. 
Do kin wchodzi film "Wszystkie pieniądze świata". Wybierzecie się? Ja raczej nie (fundusze nie pozwalają), jednak z niecierpliwością będę oczekiwać gdy pojawi się w telewizji. Zwykle najpierw czytam książkę, dopiero potem ekranizacja. Trzymam się tej zasady, boję się, że gdybym najpierw zobaczyła film nie miałabym radości z lektury...