Autor: Diane Johnson
Tytuł: Romans
Liczba stron: 411
Wydawnictwo: G&J
Do książki siadałam z zupełnie innymi wyobrażeniami. Patrząc na okładkę liczyłam na lekką, przyjemną lekturę, która pozwoli mi zrelaksować się po pracy. Ależ się zdziwiłam! Przecież miało być szybko, łatwo i przyjemnie a tutaj głównym wątkiem była lawina i jej niszczycielska moc. Czasami człowiek trafia w miejsce w nieodpowiednim czasie, tu zdarzenie zaważyło na dalszych losach wielu ludzi. Zmienia się życie dzieci Adriana, jego żony (byłej i obecnej), maleńkiego syna i siostrzeńca, a taże nieślubnej córki, o której istnieniu być może nie miał pojęcia. Wszyscy przybywają do górskiego hotelu, aby móc być bliżej ojca i móc go w każdej chwili zobaczyć (lub się pożegnać). Sytuacja szybko się zmienia, dzieci jeszcze przed śmiercią Adriana zaczynają się zastanawiać ile dostaną w spadku, czy jest sens dalej walczyć o jego życie (rokowania są bardzo, bardzo złe).
W tym samym francuskim hotelu czas spędza Amy, która przyjechała z Ameryki. Bardzo chce pomóc rodzinie w czym tylko może, ale okazuje się, że przysłowie "dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane" ciągle jest aktualne. Zwykle gdy ktoś proponuje pomoc nie zastanawia się zbytnio nad konsekwencjami czynu, a one mogą być różne: dobre, o któych myśli się ciągle, a także niestety złe.
To był główny wątek, a drugi z nich, to poszukiwanie miłości oraz zdrada. Nie rozumie, jak można wybaczać notorycznie zdradzającego męża. Pierwszy raz- można wybaczyć, ale kolejne? Ja bym nie podarowała zwłaszcza po upokorzeniu, którego doznała Victoire.
Również zakończenie mnie zadzwiło, było takie nijakie, na wiele spraw miałam inne poglądy niż te w książce Kilka spraw nie zostało do końca wyjaśnionych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz