piątek, 18 grudnia 2015

Blogowy cykl świąteczny: Katarzyna Łucja Misiołek

Na zdjęciu widzimy przesympatyczną panią. To Katarzyna Łucja Misiołek, autorka książki "Niekochana" i niedawno wydanej pozycji: "Ostatni dzień roku". Publikowała, pisała powieści również jako Olga Haber. A teraz wypadało by się skryć mysiej dziurce by nie musieć się wstydzić... Czego? Książka pani Kasi czeka u mnie na przeczytanie. Ciągle nie mogę się za nią zabrać...


Dzień dobry. Przede wszystkim dziękuję, że zgodziła się Pani odpowiedzieć na kilka pytań.
Zaczynajmy.


R.K.: Święta w dzieciństwie.  Każdy z nas ma jakieś wspomnienia z czasu gdy wierzyło się w Świętego Mikołaja, czekało z niecierpliwością na pierwszą gwiazdkę. Czy jest coś, co do dziś Pani wspomina?
K. Ł. M.: Wspominam przede wszystkim ten szczególny nastrój oczekiwania. W naszym rodzinnym domu choinkę ubierało się dopiero w wigilijne przedpołudnie, z olbrzymią niecierpliwością czekałam więc, aż Tato wniesie do salonu cudownie pachnące drzewko. Dzieciństwo jest takim szczególnym czasem, kiedy wszystkie smaki, zapachy i emocje przeżywa się chyba znacznie intensywniej, niż będąc dorosłym - może dlatego tak dobrze pamiętam dosłownie każdą ręcznie wykonaną przez moją Babcię ozdobę choinkową, czy unoszący się w domu zapach świątecznych wypieków. Kolejnym wspomnieniem, które teraz niemal przyprawia mnie o ciarki, jest pływający w naszej wannie karp, z którym lubiliśmy się bawić – wkładało się rękę do wody i usiłowało pogłaskać biedną rybę. Bawiło mnie to dopóty, dopóki nie dowiedziałam się, że nieszczęśnica wylądowała później na naszym stole… I jeszcze dosłownie kilometry łańcuchów z kolorowego papieru, które wspólnie z moimi młodszymi braćmi, produkowaliśmy w ilościach wręcz hurtowych. Ręce cudownie lepkie od kleju, cały dywan w kolorowych wycinkach… Urodziłam się w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych, kiedy dzieciaki były znacznie bardziej kreatywne. Dziś idzie się do supermarketu i kupuje jakieś złocone, chińskie badziewie… Szczęściem są rodziny, w których wspólne robienie ozdób, czy pieczenie słodkości, nadal jest piękną tradycją. Dziś zupełnie przypadkiem podejrzałam na Facebooku zrobione przez zaprzyjaźnioną pisarkę Sabinę Waszut domki z piernika i pomyślałam, że jej Dzieciaki na pewno będą miały magiczne wspomnienia z tego szczególnego, przedświątecznego okresu;) 

R.K.: Już na początku listopada w sklepach pojawiają się choinki, bombki, w radiach kolędy- ogólnie rzecz biorąc- zaczyna się czuć tę szczególną atmosferę.  Czy Pani lubi ten czas? A może odwrotnie- w głowie pojawia się myśl by w grudniu uciec gdzieś, gdzie nie ma radia, telewizji i wrócić dopiero po świętach?

K.Ł.M.:
Uwielbiam udekorowany świątecznie Kraków, szkoda tylko, że w tym roku nie sypnie śniegiem… Jestem raczej stworzeniem ciepłolubnym i nie przepadam za zimą, ale śnieg w Boże Narodzenie jest moim marzeniem z dzieciństwa, które nadal gdzieś tam we mnie drzemie. To, co mnie irytuje, to wszechobecna amerykanizacja. Boję się nawet pomyśleć z czym dzisiejsze święta kojarzą się najmłodszym - z reklamami Coca Coli? Szczęściem, jak już zresztą wspomniałam, tylko od nas zależy, co przekażemy następnym pokoleniom. Odnośnie pytania o wielką, świąteczną ucieczkę – tak, czasem mam ochotę wsiąść w samolot i uciec gdzieś pod palmy. Ale Wigilia to szczególny czas, w dodatku imieniny mojego Taty Adama, więc staram się spędzać go w domu. Chociaż zdarzają się wyjątki – kilka lat temu miałam przyjemność uczestniczyć w uroczystej kolacji pod gościnnym dachem zaprzyjaźnionych Włochów. Piękny wieczór, kilkanaście osób przy stole i bardzo ciepłe wspomnienia. Na koniec zdradzę, że dzień wcześniej zepsuła się zmywarka, co bardzo zestresowało panią domu – w duchu wigilijnej miłości bliźniego umyłam więc za nią stosy tłustych talerzy, misek i brytfanek. Maria Caterina była pod takim wrażeniem, że niemal popłakała się ze szczęścia. Ja tylko się uśmiechnęłam, bo przecież to bułka z masłem – nie od dziś wiadomo, że polskie dziewczyny potrafią naprawdę wszystko;)  

R.K.: Uwielbiam zapach choinki, jednak od wielu lat muszę zadowolić się sztucznym drzewkiem. Wraz z rodziną ubierana jest w przeddzień lub nawet w dzień Wigilii. Co roku czekam na ten piękny czas. Jak to wygląda u Pani?

K.Ł.M.:Tak, zapach jedliny to chyba jeden z najpiękniejszych aromatów pod słońcem. Zawsze sobie marzę, że któregoś dnia będziemy mieć w salonie drzewko sięgające sufitu, jak kiedyś, w dzieciństwie. Ostatnio kończy się jednak na stroikach i udekorowanych girlandami żyrandolach. Wszyscy chcieliby zobaczyć w domu gigantyczną choinkę, ale nikomu nie chce się po nią iść na pobliski plac. Ostatnio usłyszałam, że samochodem też się nie przywiezie, bo jeszcze drzewko lakier zrysuje… Nie, to nie! Będzie stroik!;) Człowiek z wiekiem staje się chyba coraz bardziej wygodny. Jeszcze kilka lat temu razem z moim przyjacielem i braćmi wybraliśmy się na krakowski rynek, gdzie przemarznięci na kość, stercząc w gigantycznej kolejce i popijając grzańca, mieliśmy nadzieję na prezent w postaci rozdawanych przez radio RMF choinek. Przez tłum co jakiś czas przechodziły mrożące krew w żyłach szepty, że drzewek chyba zabraknie, ale starczyło. Każdy dostał po jednym i taszcząc te cztery całkiem spore choinki z rynku, aż pod dworzec, dotarliśmy na przystanek. Miałam całą kurtkę w żywicy, ale radość z tych sprezentowanych nam iglaków była niesamowita;) Teraz mało optymistyczna puenta – dziś już pewnie nie chciałby mi się sterczeć na mrozie, w tej ciągnącej się w nieskończoność kolejce…   

R.K.: Tradycja mówi, że na stole ma być dwanaście potraw. W moim domu wieczerza wigilijna rozpoczyna się około godziny 17. Dania są tradycyjne, bezmięsne: uszka, krokiety, kapusta z grzybami. Nie może zabraknąć karpia i kompotu z suszu.  Z dań niekoniecznie tradycyjnych: w ostatnią wigilię przygotowałam łososia.  A jak jest u Pani? Wigilia w gronie najbliższych czy i dalszych krewnych? Jak wygląda przygotowywanie Świąt?

K.Ł.M.: Nasze rodzinne Wigilie dzielę na dwa okresy wspomnień – Święta, które spędzaliśmy u mojej nieżyjącej już dziś Babci i te, które od kilku lat wspólnie spędzamy w domu rodziców. Dwunastu dań na pewno nie ma, ale są rzeczy, których nie może zabraknąć - jak chociażby wymieniony przez Panią kompot z suszu, czy pierożki z grzybami. Karpia w galarecie uwielbiała robić Babcia. Dziś króluje u nas łosoś i oczywiście barszcz z domowymi uszkami, a na deser nie może zabraknąć makowca.
Przygotowywanie Świąt przypomina czasem wdzierające się na ląd tsunami i przyznam szczerze, że nie przepadam za tym okresem wzmożonej przedświątecznej krzątaniny. Wigilia zazwyczaj w gronie najbliższej rodziny i krewnych – dawniej bywały u nas również moje kuzynki i brat mamy z ciocią, dziś siadamy przy stole w nieco okrojonym składzie, staram się jednak znaleźć czas na przedświąteczne spotkania z rodziną. Do wieloletniej tradycji należą chociażby nasze kawiarniane rozmowy z moją Chrzestną Matką, ciocią Hanią – widujemy się rok w rok na kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Dwa lata temu, będąc na etapie gorączkowych poszukiwań wydawcy usłyszałam od Cioci, że chciałaby mieć chrześnicę pisarkę. Spełniło się, więc zaczynam podejrzewać, że być może moja Chrzestna Matka jest taką niemal bajkową, Dobrą Wróżką;)    

R.K.:
Po kolacji nadchodzi czas gdy możemy obserwować na twarzy rodziny uśmiechy. Z prezentów cieszą się nie tylko dzieci.  Ja uwielbiam sprawiać radość moim bliskim. Mimo skromnych funduszy staram się by podarkiem ucieszyć.  Wiele jest zwyczajów: w jednych domach prezenty dostają tylko dzieci, w innych- każdy- każdemu.  Jak to jest u Pani?

Prezenty absolutnie dla każdego! Myślę, że w chwili, kiedy zerkamy pod choinkę, każdy z nas, bez względu na wiek, w sercu nadal jest dzieckiem;)

Dziękuję serdecznie za udzielenie wywiadu!

Również dziękuję, Pani Małgorzato! Mam nadzieję, że tegoroczne Boże Narodzenie będzie dla Pani pięknym, rodzinnym świętem radości i miłości! – to nie na bloga, tylko do Pani;) Pozdrawiam i dziękuję serdecznie za pamięć;) KM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz